środa, 23 lipca 2014

Burza, która przynosi spokój

Burzowa środa. Południe. Warszawa. Letnie, sine, ciężkie od chmur niebo, chłodny wiatr gaszący miejskie upały, odurzający deszcz, niebieska artyleria przerywająca ciszę. Niby nic specjalnego, ale dla mnie ten moment był wyjątkowy. Po raz pierwszy od bardzo dawna w tej jednej chwili rzuciłam wszystko - pisanie, które mnie zupełnie pochłonęło, muzykę, którą uwielbiam, telefon, który uparcie przypominał, że dostałam sms-a. Zamknęłam komputer, wzięłam do ręki kubek letniej już herbaty. 

Wzięłam łyk, zamknęłam oczy i nasiąkałam burzą. Tak po prostu. Jej intensywnym zapachem, zdecydowanymi odgłosami i ciszą, która co jakiś czas koiła grzmiące miasto. Krople deszczu uderzały o parapet okna, a ja leżałam jak zaczarowana obok wtulonego psa, z jego czułym pyszczkiem na moim brzuchu. Wyczuwałam jego uspokojony oddech, przyjmowałam łagodne ciepło, którym emanował. Razem lepiej przeżywa się każdą burzę. I wierzcie lub nie, ale przez te krótkie 10 minut odpoczęłam bardziej niż przez długie 10 dni spędzonych w najdalszych i najbardziej egzotycznych zakątkach świata. Dla mnie najpiękniejszym kontynentem przez te kilka chwil był mój pokój - moje okno, łóżko i mój pies. I burza, która dobrze wiedziała kiedy się zjawić... . Tak niewiele potrzeba, żeby odetchnąć, zrozumieć, poczuć i zapamiętać. Niewiele potrzeba, aby znowu docenić życie. Wystarczy umieć się zatrzymać, wsłuchać w otoczenie. Choć na chwilę. Niby nic wielkiego, ale właśnie o takich drobnych rzeczach zdarza nam się zapominać najczęściej. Szukamy daleko, podczas gdy wszystko to, co potrzebne jest tak blisko - tuż za rogiem, pod nosem, na wyciągnięcie dłoni, w zasięgu wzroku. Uczę się uważności. Bardzo polecam ;)



Burzowa Wola



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz